Na wykład
Środa, 13 maja 2009 Kategoria Peleton, Outdoor
Km: | 31.47 | Km teren: | 1.00 | Czas: | 01:39 | km/h: | 19.07 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 634kcal | Podjazdy: | 80m | Sprzęt: Romet Mistral | Aktywność: Jazda na rowerze |
W środy mamy zazwyczaj tylko jeden wykład na który, o ile mi wiadomo, niewielu śmiałków ma ochotę wstawać (ja nie mam :P). Jednakże koleżanka poprosiła mnie, żebym pokazał jej jaką trasą najlepiej dostać się na polibude rowerem. Poczułem się w obowiązku odpowiedzieć na apel i pofatygować się na te półtorej godziny ;) Jak to mam w zwyczaju wyruszyłem z opóźnieniem więc trzeba było cisnąć, żeby zdążyć na miejsce spotkania na czas.
O mało co, a by to ciśnięcie mi bokiem wyszło. Jechałem z dosyć fajną prędkością bo odcinek prosty i lekko z górki. Jakiś koleś z przeciwnego pasa chciał zjechać w podporządkowaną przecinając w tym celu mój pas ruchu. Gdyby wykonał ten manewr sprawnie nie byłoby żadnego zagrożenia - przejechałbym już za nim. Ale, nie wiedzieć czemu, w pewnym momencie stanął w poprzek drogi zasłaniając cały mój pas i trochę przeciwnego tak, że nie dało się przejechać (za nim stały samochody). Ostre hamowanie - zablokowane tylne koło ale dalej za szybko, w ostatnim momencie wcisnąłem przedni hamulec, tył roweru wystrzelony w górę. Zatrzymałem się na centymetry przed jego drzwiami. Po chwili samochód sobie jakby nigdy nic się nie stało odjechał. Nawet jednej tradycyjnej siarczystej "ku**y" nie usłyszałem. Całe to zdarzenie wydaje się potwierdzać teorię o tym, że kierowcy mniej uważają na rowerzystów w kaskach. Kiedy jeździłem bez kasku takie przygody się mnie nie imały :P
Część trasy pokonana z koleżanką już wolniejszym tempem i bez niespodzianek. No, może poza ilością studentów na wykładzie. Tłumów się nie spodziewałem ale jednak 10 osób na 150 na roku to przesada :P
O mało co, a by to ciśnięcie mi bokiem wyszło. Jechałem z dosyć fajną prędkością bo odcinek prosty i lekko z górki. Jakiś koleś z przeciwnego pasa chciał zjechać w podporządkowaną przecinając w tym celu mój pas ruchu. Gdyby wykonał ten manewr sprawnie nie byłoby żadnego zagrożenia - przejechałbym już za nim. Ale, nie wiedzieć czemu, w pewnym momencie stanął w poprzek drogi zasłaniając cały mój pas i trochę przeciwnego tak, że nie dało się przejechać (za nim stały samochody). Ostre hamowanie - zablokowane tylne koło ale dalej za szybko, w ostatnim momencie wcisnąłem przedni hamulec, tył roweru wystrzelony w górę. Zatrzymałem się na centymetry przed jego drzwiami. Po chwili samochód sobie jakby nigdy nic się nie stało odjechał. Nawet jednej tradycyjnej siarczystej "ku**y" nie usłyszałem. Całe to zdarzenie wydaje się potwierdzać teorię o tym, że kierowcy mniej uważają na rowerzystów w kaskach. Kiedy jeździłem bez kasku takie przygody się mnie nie imały :P
Część trasy pokonana z koleżanką już wolniejszym tempem i bez niespodzianek. No, może poza ilością studentów na wykładzie. Tłumów się nie spodziewałem ale jednak 10 osób na 150 na roku to przesada :P