Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2008
Dystans całkowity: | 146.29 km (w terenie 26.00 km; 17.77%) |
Czas w ruchu: | 07:30 |
Średnia prędkość: | 19.51 km/h |
Maksymalna prędkość: | 49.10 km/h |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 29.26 km i 1h 30m |
Więcej statystyk |
Trasa ta co ostatnio ale rozszerzona.
Wtorek, 24 czerwca 2008 Kategoria Outdoor, Ucieczka
Km: | 50.17 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 02:38 | km/h: | 19.05 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Romet Mistral | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trasa ta co ostatnio ale rozszerzona. Pogoda całkiem niezła więc nie można było okazji zmarnować. Zawsze ciekawiło mnie co też znajduje się w lesie w pobliżu Gliwic, który to charakteryzuje się niezwykle regularnymi kształtami weń wyciętymi. Trochę to przypomina kręgi zbożowe, te od UFO takie ;). Odkąd zobaczyłem to na zumi nie dawało mi to spokoju. Teraz już wiem co tam jest. Poligon... Cóż nieświadomy tego i widząc otwartą bramę stwierdziłem że na pewno można tamtędy jechać. Dał mi w kość ten las. W plątaninie ścieżek trochę pobłądziłem, a żeby jeszcze bardziej mnie dobić kiedy wreszcie usłyszałem szum samochodów i zobaczyłem w oddali normalną drogę, kiedy ochoczo popędziłem w tamtą stronę przed moimi oczyma wyłonił się mrożący krew w żyłach widok:
Tak... zamknięta. Górą ciężko bo i jak tu rower przerzucić. Po bokach drut kolczasty więc dupa. Całe szczęście, że w jednym miejscu grunt był niżej więc udało mi się jakoś przejść pod płotem :) Po tych przygodach poligonowych mogłem już pojechać dalej. Chciałem przy okazji zahaczyć o Pyskowice, w lipcu ma tam być Dybuk Festiwal na którym wystąpi świetny zespół Żywiołak. Toteż chciałem zrobić wcześniejszy rekonesans i takie tam. Ale jak to mam w zwyczaju pojechałem w lewo zamiast w prawo, a kiedy się zorientowałem nie było już po co zawracać. Cóż, i tak już było późno ;) Niżej śluza na Kanale Gliwickim w Łabędach. W tle zabudowania portowe.
I z drugiej strony :)
Potem jako się rzekło do domu. Pod koniec to już była istna masakra. Zaczęły mnie skurcze w udach chwytać :/ Ale trochę samozaparcia i dotarłem do domu. No i nie można zapomnieć, że pierwsze 50km ^^ No dobra przyznaję się, ostatnie 300 metrów przejechałem kręcąc kółka na parkingu przed blokiem :P
Na koniec Plac Wolności w Zabrzu o zachodzie słońca:
Dwie dziurki w nosie i skończyło się :P Do następnego.
Tak... zamknięta. Górą ciężko bo i jak tu rower przerzucić. Po bokach drut kolczasty więc dupa. Całe szczęście, że w jednym miejscu grunt był niżej więc udało mi się jakoś przejść pod płotem :) Po tych przygodach poligonowych mogłem już pojechać dalej. Chciałem przy okazji zahaczyć o Pyskowice, w lipcu ma tam być Dybuk Festiwal na którym wystąpi świetny zespół Żywiołak. Toteż chciałem zrobić wcześniejszy rekonesans i takie tam. Ale jak to mam w zwyczaju pojechałem w lewo zamiast w prawo, a kiedy się zorientowałem nie było już po co zawracać. Cóż, i tak już było późno ;) Niżej śluza na Kanale Gliwickim w Łabędach. W tle zabudowania portowe.
I z drugiej strony :)
Potem jako się rzekło do domu. Pod koniec to już była istna masakra. Zaczęły mnie skurcze w udach chwytać :/ Ale trochę samozaparcia i dotarłem do domu. No i nie można zapomnieć, że pierwsze 50km ^^ No dobra przyznaję się, ostatnie 300 metrów przejechałem kręcąc kółka na parkingu przed blokiem :P
Na koniec Plac Wolności w Zabrzu o zachodzie słońca:
Dwie dziurki w nosie i skończyło się :P Do następnego.
Wymęczone 35 km. Dom - Ruda -
Środa, 18 czerwca 2008 Kategoria Outdoor, Ucieczka
Km: | 35.21 | Km teren: | 5.00 | Czas: | 01:49 | km/h: | 19.38 |
Pr. maks.: | 49.10 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Romet Mistral | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wymęczone 35 km. Dom - Ruda - Biskupice - Tarnopolską w stronę Mikulczyc - Maciejów - ścieżką rowerową w stronę Gliwic - Mikulczyce - i do domu przez Zabrze centrum ;) Vmax=49,1 km/h :]
W miarę ciepło więc wyrwałem się żeby pojeździć. Trasa obierana głównie na chybił-trafił, ale kiedy trzeba było wracać skorzystałem z pomocy GPSa (pomny ostatnich doświadczeń stwierdziłem, że lepiej wiedzieć gdzie się jest i go zabrałem z sobą). W miarę fajnie się zapylało chociaż w lesie w paru miejscach musiałem rower poprowadzić żeby przedrzeć się przez błotniste fragmenty (i tak się zresztą uwaliłem, ale mi tam mydło niestraszne, tam po prostu istniało ryzyko utknięcia na środku kałuży ;) ). Za to ostatnie kilometry to już była katorga. Ogólnie jestem zadowolony ale mimo wszystko fajnie byłoby pojeździć z kimś, a nie solo... Niestety w pobliżu brak chętnych.
Wnioski z wycieczki:
*zabierać więcej wody,
*jak się jeździ po wybojach to później pośladki bolą ;)
*mam radykalnie odmienne wyobrażenie na temat wybierania "trasy ekonomicznej" od twórców mojego GPSa
*rowerowanie jest fajne :D
W miarę ciepło więc wyrwałem się żeby pojeździć. Trasa obierana głównie na chybił-trafił, ale kiedy trzeba było wracać skorzystałem z pomocy GPSa (pomny ostatnich doświadczeń stwierdziłem, że lepiej wiedzieć gdzie się jest i go zabrałem z sobą). W miarę fajnie się zapylało chociaż w lesie w paru miejscach musiałem rower poprowadzić żeby przedrzeć się przez błotniste fragmenty (i tak się zresztą uwaliłem, ale mi tam mydło niestraszne, tam po prostu istniało ryzyko utknięcia na środku kałuży ;) ). Za to ostatnie kilometry to już była katorga. Ogólnie jestem zadowolony ale mimo wszystko fajnie byłoby pojeździć z kimś, a nie solo... Niestety w pobliżu brak chętnych.
Wnioski z wycieczki:
*zabierać więcej wody,
*jak się jeździ po wybojach to później pośladki bolą ;)
*mam radykalnie odmienne wyobrażenie na temat wybierania "trasy ekonomicznej" od twórców mojego GPSa
*rowerowanie jest fajne :D
Od paru dni szukałem
Piątek, 13 czerwca 2008 Kategoria Outdoor, Peleton
Km: | 22.25 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 01:26 | km/h: | 15.52 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Romet Mistral | Aktywność: Jazda na rowerze |
Od paru dni szukałem jakiegoś pretekstu żeby się przejechać. Ale coś mi nie po drodze było bo a to coś zimno tak na dworze - pewnie padać będzie, a to właściwie gdzie miałbym pojechać. Na szczęście dzisiaj pretekst się znalazł: brat potrzebował oddać nuty do biblioteki więc tyłki na siodełka i pojechaliśmy. Przy okazji mój rower wzbogacił się o bikstatowe wlepki:
Oczywiście niczego nie załatwiliśmy bo biblioteka była zamknięta :) ale skoro już taki "szmat drogi przejechaliśmy" to czemu nie pojeździć więcej ;)
Podczas tej wycieczki uwidoczniła się różnica między szosówką i góralem. Podczas gdy ja spokojnie i bez wysiłku brałem podjazdy na szosie, mój brat musiał się z nimi biedzić na mniej komfortowym góralu. Zresztą różnica w zrywie uwidaczniała się nie tylko na podjazdach, toteż często musiałem na brata czekać (oczywiście jako odpowiedzialny i opiekuńczy przedstawiciel starszego rodzeństwa starałem się nie odjeżdżać za daleko celowo; wolniej już się nie dało ;) co zresztą widać po średniej prędkości). Na jednym z takich postojów moim oczom ukazało się coś osobliwego:
...podejdźmy bliżej:
Tak. To hydrant sobie z ziemi wystaje ;) I to tak na poziomie gruntu. Co prawda nie znam się na pożarnictwie ale panowie strażacy w razie potrzeby mieli by pewnie niemały problem aby z tego ustrojstwa skorzystać. Cóż, w pobliżu znajdował się właściwie tylko cmentarz, nieboszczykom pewnie mały nieugaszony pożar by nie przeszkadzał :D
Problemy zaczęły się kiedy trzeba było wrócić do domu. Postanowiliśmy sobie skrócić drogę i pojechać na przełaj. Nie muszę chyba mówić, że szosa w terenie nie sprawuje się najlepiej? W paru miejscach było trzeba rower poprowadzić spory kawał żeby nie uszkodzić widelca, zresztą parę wejść na hałdy "czegoś" też było konieczne. Błądzenie po terenach poprzemysłowych to nie jest najprzyjemniejsza rzecz na świecie. Śmieci, smród itd. Ale nie jest aż tak źle. Jakaś roślinność się tu uchowała :) Przykładem te chabry (to chyba chabry, nie?) których kilka zabraliśmy do domu żeby nie wracać z pustymi rękoma:
I tym optymistycznym akcentem... do następnego :)
Oczywiście niczego nie załatwiliśmy bo biblioteka była zamknięta :) ale skoro już taki "szmat drogi przejechaliśmy" to czemu nie pojeździć więcej ;)
Podczas tej wycieczki uwidoczniła się różnica między szosówką i góralem. Podczas gdy ja spokojnie i bez wysiłku brałem podjazdy na szosie, mój brat musiał się z nimi biedzić na mniej komfortowym góralu. Zresztą różnica w zrywie uwidaczniała się nie tylko na podjazdach, toteż często musiałem na brata czekać (oczywiście jako odpowiedzialny i opiekuńczy przedstawiciel starszego rodzeństwa starałem się nie odjeżdżać za daleko celowo; wolniej już się nie dało ;) co zresztą widać po średniej prędkości). Na jednym z takich postojów moim oczom ukazało się coś osobliwego:
...podejdźmy bliżej:
Tak. To hydrant sobie z ziemi wystaje ;) I to tak na poziomie gruntu. Co prawda nie znam się na pożarnictwie ale panowie strażacy w razie potrzeby mieli by pewnie niemały problem aby z tego ustrojstwa skorzystać. Cóż, w pobliżu znajdował się właściwie tylko cmentarz, nieboszczykom pewnie mały nieugaszony pożar by nie przeszkadzał :D
Problemy zaczęły się kiedy trzeba było wrócić do domu. Postanowiliśmy sobie skrócić drogę i pojechać na przełaj. Nie muszę chyba mówić, że szosa w terenie nie sprawuje się najlepiej? W paru miejscach było trzeba rower poprowadzić spory kawał żeby nie uszkodzić widelca, zresztą parę wejść na hałdy "czegoś" też było konieczne. Błądzenie po terenach poprzemysłowych to nie jest najprzyjemniejsza rzecz na świecie. Śmieci, smród itd. Ale nie jest aż tak źle. Jakaś roślinność się tu uchowała :) Przykładem te chabry (to chyba chabry, nie?) których kilka zabraliśmy do domu żeby nie wracać z pustymi rękoma:
I tym optymistycznym akcentem... do następnego :)
W planach była powtórka
Czwartek, 5 czerwca 2008 Kategoria Outdoor, Ucieczka
Km: | 25.66 | Km teren: | 1.00 | Czas: | 01:08 | km/h: | 22.64 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Romet Mistral | Aktywność: Jazda na rowerze |
W planach była powtórka z wczoraj, bo musiałem jeszcze odebrać dokumentację medyczną. Ale jakoś się tak złożyło, że w drodze powrotnej trochę zmodyfikowałem trasę i postanowiłem przetestować do jakiej prędkości jestem w stanie się rozpędzić na pobliskiej stromiźnie ^^ Gdy już zjechałem uświadomiłem sobie, że teraz trzeba pod tą górę wjechać. Nie uśmiechało mi się to zbytnio więc popedałowałem dalej przed siebie w losowym kierunku. Po drodze m.in. dowiedziałem się że da się jeździć szosą w terenie (choć nie polecam) i ogródki działkowe lepiej omijać szerokim łukiem bo rozkład alejek zazwyczaj przypomina labirynt. A rower z racji swoich szosowych zapędów przyciąga uwagę przechodniów ^^ Ciekawe ilu z nich domyśla się, że to co właśnie śmigło obok to zwykły romet.
Pogoda w sam raz, ani za ciepło, ani zbyt chłodno. Tylko wiatr czasami przeszkadzał ale da się przeżyć. Tempo na odcinku dom-szkoła raczej ostre (śpieszyłem się ;) ), a potem już rekreacyjnie, nieprzemęczając się. Ogólnie jeździło się fajnie, nogi aż same rwą się do pedałowania więc najchętniej jeszcze bym się gdzieś przejechał :)
I na koniec:
Kolarz w swoim naturalnym środowisku...
...znajduje się w siódmym niebie :)
Pogoda w sam raz, ani za ciepło, ani zbyt chłodno. Tylko wiatr czasami przeszkadzał ale da się przeżyć. Tempo na odcinku dom-szkoła raczej ostre (śpieszyłem się ;) ), a potem już rekreacyjnie, nieprzemęczając się. Ogólnie jeździło się fajnie, nogi aż same rwą się do pedałowania więc najchętniej jeszcze bym się gdzieś przejechał :)
I na koniec:
Kolarz w swoim naturalnym środowisku...
...znajduje się w siódmym niebie :)
Trasa dom-szkoła-dom. Co prawda
Środa, 4 czerwca 2008 Kategoria Outdoor, Ucieczka
Km: | 13.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:29 | km/h: | 26.90 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Romet Mistral | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trasa dom-szkoła-dom. Co prawda ja już mam wakacje ale miałem jeszcze coś do załatwienia ;) No i przy okazji wypróbowałem moją pseudoszose ^^ Wczoraj doprowadziłem ją ostatecznie do stanu używalności, na szczęście udało mi się kupić manetkę. Jeździ się znośnie. Jest stosunkowo lekka i łatwo się rozpędza. Ale najważniejsze, że daje ogromną radochę z pedałowania ^^