Trasa ta co ostatnio ale rozszerzona.
Wtorek, 24 czerwca 2008 Kategoria Outdoor, Ucieczka
Km: | 50.17 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 02:38 | km/h: | 19.05 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Romet Mistral | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trasa ta co ostatnio ale rozszerzona. Pogoda całkiem niezła więc nie można było okazji zmarnować. Zawsze ciekawiło mnie co też znajduje się w lesie w pobliżu Gliwic, który to charakteryzuje się niezwykle regularnymi kształtami weń wyciętymi. Trochę to przypomina kręgi zbożowe, te od UFO takie ;). Odkąd zobaczyłem to na zumi nie dawało mi to spokoju. Teraz już wiem co tam jest. Poligon... Cóż nieświadomy tego i widząc otwartą bramę stwierdziłem że na pewno można tamtędy jechać. Dał mi w kość ten las. W plątaninie ścieżek trochę pobłądziłem, a żeby jeszcze bardziej mnie dobić kiedy wreszcie usłyszałem szum samochodów i zobaczyłem w oddali normalną drogę, kiedy ochoczo popędziłem w tamtą stronę przed moimi oczyma wyłonił się mrożący krew w żyłach widok:
Tak... zamknięta. Górą ciężko bo i jak tu rower przerzucić. Po bokach drut kolczasty więc dupa. Całe szczęście, że w jednym miejscu grunt był niżej więc udało mi się jakoś przejść pod płotem :) Po tych przygodach poligonowych mogłem już pojechać dalej. Chciałem przy okazji zahaczyć o Pyskowice, w lipcu ma tam być Dybuk Festiwal na którym wystąpi świetny zespół Żywiołak. Toteż chciałem zrobić wcześniejszy rekonesans i takie tam. Ale jak to mam w zwyczaju pojechałem w lewo zamiast w prawo, a kiedy się zorientowałem nie było już po co zawracać. Cóż, i tak już było późno ;) Niżej śluza na Kanale Gliwickim w Łabędach. W tle zabudowania portowe.
I z drugiej strony :)
Potem jako się rzekło do domu. Pod koniec to już była istna masakra. Zaczęły mnie skurcze w udach chwytać :/ Ale trochę samozaparcia i dotarłem do domu. No i nie można zapomnieć, że pierwsze 50km ^^ No dobra przyznaję się, ostatnie 300 metrów przejechałem kręcąc kółka na parkingu przed blokiem :P
Na koniec Plac Wolności w Zabrzu o zachodzie słońca:
Dwie dziurki w nosie i skończyło się :P Do następnego.
Tak... zamknięta. Górą ciężko bo i jak tu rower przerzucić. Po bokach drut kolczasty więc dupa. Całe szczęście, że w jednym miejscu grunt był niżej więc udało mi się jakoś przejść pod płotem :) Po tych przygodach poligonowych mogłem już pojechać dalej. Chciałem przy okazji zahaczyć o Pyskowice, w lipcu ma tam być Dybuk Festiwal na którym wystąpi świetny zespół Żywiołak. Toteż chciałem zrobić wcześniejszy rekonesans i takie tam. Ale jak to mam w zwyczaju pojechałem w lewo zamiast w prawo, a kiedy się zorientowałem nie było już po co zawracać. Cóż, i tak już było późno ;) Niżej śluza na Kanale Gliwickim w Łabędach. W tle zabudowania portowe.
I z drugiej strony :)
Potem jako się rzekło do domu. Pod koniec to już była istna masakra. Zaczęły mnie skurcze w udach chwytać :/ Ale trochę samozaparcia i dotarłem do domu. No i nie można zapomnieć, że pierwsze 50km ^^ No dobra przyznaję się, ostatnie 300 metrów przejechałem kręcąc kółka na parkingu przed blokiem :P
Na koniec Plac Wolności w Zabrzu o zachodzie słońca:
Dwie dziurki w nosie i skończyło się :P Do następnego.